Poradnikowo

Jak zacząć opowiadanie / internetową książkę? – Poradniesiąc 1.1.

jak zaczac opowiadanie - poradniesiac 1.1.
Wpis Jak zacząć opowiadanie / internetową książkę? jest częścią Poradniesiąca pod tytułem Początki [blogowania] są najważniejsze!

Masz genialny pomysł na opowieść: dłuższą, krótszą – nieważne. W zasadzie wiesz już, co się wydarzyć powinno, ale nie masz pojęcia, jak zacząć opowiadanie, żeby zechciał to przeczytać ktokolwiek inny, niż ty sam.

Jakieś rady?

Nie jestem dobra w zapamiętywaniu słów, które powiedzieli sławni ludzie, ale jedno ze zdań Hitchcocka cytuję zawsze przy okazji tłumaczenia samej sobie i innym, na czym polega fakt zainteresowania obserwatora od samego początku naszej pracy.

„(…) powinno zacząć się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma już tylko rosnąć.”

Dawne opowiadanie, które tu pisałam (kilka słów o nim znajdziesz tutaj), choć czytane przez przybyłych zadowalająco często, zaczęte było niezbyt fortunnie – stąd też po długich latach czekania wzięłam się za nie od nowa. Najpierw jednak musiałam zgłębić materię na temat tego, jak dobrze rozpocząć, by od początku nie zepsuć wrażeń. Jak wyszło – ocenisz, czytając moje teksty. A tymczasem do rzeczy.

Od dłuższego czasu myślałam nad tym, jak można by napisać opowiadanie, które przekaże to, co chciałabym, by przekazało, a jednocześnie nie będzie uciążliwe dla czytelnika.

W zrozumieniu, o co naprawdę chodzi ze wspomnianym wcześniej trzęsieniem, pomógł mi któryś z anonimowych czytelników jednego z moich opowiadań. Nie jestem w stanie ustalić, kim jest, ale chciałabym, żeby wiedział, że jestem mu bardzo wdzięczna.

Rozmawialiśmy o krótkim opowiadaniu – Los sam o sobie, które dawno temu zajęło trzecie miejsce w konkursie Katalogowa pod tytułem Dwie strony pecha. Pomysł ponoć był dobry, ale zabrakło mu warsztatu (i nie tylko – w zasadzie jedyne, co tam było dobre, to sam pomysł). Ponieważ jest ono w trakcie setnego z kolei sprawdzania, zamiast wrzucać link, krótko opowiem zawartą tam historię.

Spersonifikowany Pech siedzi w swojej samotni, z dala od świata i od ludzi, którym mógłby wyrządzić krzywdę – to on przecież sprawia, że popełniają błędy, które nazywają wypadkami. Cała opowieść opiera się na dialogu prowadzonym przez Pecha i jego siostrę Fortunę, która przychodzi błagać o to, by ten wrócił na ziemię, tłumacząc, że zło bez dobra istnieć nie może i że ludzie pozbawieni niepowodzeń nie będą cieszyć się z danego im szczęścia. W międzyczasie Pech opowiada historię Clayre, ostatniej dziewczyny, którą zabiła jego przeklęta moc. Ma wyrzuty sumienia z powodu satysfakcji, jaką czuł po wyrządzeniu zła. Chociaż rozumie argumenty Fortuny, nie ma siły, by dalej trwać u jej boku. Rozmowa trwa dalej i dalej, aż do ostatecznego przegadania jednej ze stron.

Jak widać, całość historii to dialog toczący się między dwoma osobami. Kiedy go pisałam, nie przyszło mi do głowy, żeby jakoś zamotać tam kawałki fabuły inaczej niż w postaci opowiadania nakreślonego przez jednego z bohaterów (w tym wypadku nudnawo opowiedzianej przez Pecha historii Clayre) wewnątrz opowiadania właściwego. Nie miałam też pomysłu, jak inaczej można by zacząć tę opowieść, niż od momentu, w którym Fortuna wchodzi do pomieszczenia, gdzie przebywa Pech.

A oto fragment wypowiedzi mojego anonimowego komentatora (pisownia oryginalna):

„(…)Moim zdaniem nie powinnaś wyjawiać wszystkiego już z samego początku, jak imię Fortuna, przez to można się już wiele domyślić. To co zdarzyło się w lesie mogłoby być na przykład pierwszą sceną, która miałaby za zadanie zmylić czytelnika, gdybyś opisała Pecha jako np. postać sprawiającą wrażenie psychopaty idącego za Clayre. W ten sposób historia miałaby więcej werwy (…)”.

Myślę sobie, że to znakomite podsumowanie. Gdy oddawałam do przeczytania Los, byłam przekonana, że nic się już z nim nie da zrobić. Osiągnęłam szczyt moich możliwości i nie miałam na niego więcej pomysłów. Strzałem w dziesiątkę okazało się więc powierzenie wstępnego przeczytania komuś innemu, kto już w pierwszej chwili zauważył dobre i złe strony tekstu. Masz już napisane opowiadanie, a nie wiesz, czy czytelnikom się spodoba? Znajdź prereadera! To chyba najlepsza z rad, jakie mogę dać – i na sam początek, i na dalsze pisanie. Dlaczego nie jest to łatwe zadanie i czemu trzeba wybrać naprawdę dobrze, też kiedyś napiszę (pilnuj mnie!)

Z prologiem czy bez?

Mamy taką dziwną internetową modę, że każde opowiadanie poprzedzone musi być prologiem. Króciutkim, dodajmy. Czy jednak jest on niezbędny?

Na jednej z ocenialni czytałam kiedyś, że to wspaniale, że autor nie ograniczył prologu do jednej strony. Zastanowiłam się wtedy: czy w takim razie ten prolog nie powinien nazywać się już rozdziałem pierwszym?

Czy można zacząć bez prologu? Ależ proszę. Czy można zacząć prologiem? W czym problem? – oczywiście! Czym się więc kierować przy wyborze?

Odpowiedź prosta: grupą docelową. Jeśli planujesz opowiadanie, które ma przeczytać kilkoro twoich znajomych, i pewien jesteś, że lubią dłuższe opowieści i powolnie prowadzoną akcję – możesz śmiało zadecydować, że zaczynasz od dwudziestostronicowego prologu, albo jeszcze rozleglejszego rozdziału. Nie ma w tym krzty złośliwości. Serio, jeśli wiesz, co lubią ci, dla których piszesz, rób wszystko, by spełnić ich oczekiwania.

Ale chwileczkę… zdaje się, że nie mieliśmy pisać dla kilku czytelników – lecz dla Internetu!

Powiem ci coś o mnie i o tobie. Nie mamy czasu. Nie starcza go nam, by wyjść na spacer, kolejny rozdział najciekawszej nawet książki czytamy w drodze do pracy lub szkoły, a decyzję co do planowania obiadów definiuje czas ich przyrządzania. Jeśli w natłoku codzienności ktoś już zaklika się aż na twojego bloga, czy myślisz, że będzie miał godzinę, by przeczytać, co napisałeś na pierwszych trzydziestu czy czterdziestu stronach tekstu, by dowiedzieć się, o czym on traktuje?

Nie. Ja jej nie mam. I ty też nie. Tak, do ciebie mówię. Przyznaj się, robaczku. Łatwiej jest ci przeczytać ten tak zwany prolog liczący sobie cztery akapity i po nim stwierdzić, czy masz ochotę czytać dalej, zamiast od razu rzucać się w otchłań liter.

A jeśli jest na odwrót – należą ci się moje najszczersze gratulacje. I przypomnienie: należysz do wymierającego gatunku. Więc jeśli marzy ci się pisanie do większej grupy niż ty sam – weź powyższe pod uwagę.

Prologi dawno powinny były wyginąć!

Czytając niedawno internetowe artykuły, natknęłam się na jakiś próbujący przekonać czytelników, że twór nazywany prologiem nie ma już prawa istnienia. To coś antycznego, spokojne wprowadzenie, na które w dzisiejszych czasach nie możemy sobie pozwolić. Miał oczywiście rację.

Żebyśmy się nie zrozumieli niewłaściwie – namawiając cię na napisanie krótkiego wstępu w postaci prologu, nie mam na myśli stworzenia historii dziejącej się na tysiąc lat przed wydarzeniami głównej części opowieści (błagam, nie!), ani wyskakiwania do przodu i umieszczania tam fragmentu tekstu z rozdziału dwudziestego albo pięćdziesiątego (szczególnie kiedy piszesz tak często jak ja, ugh). Przeciwnie – zachęcam cię do napisania krótkiej zachęty, która od razu wrzuci czytelnika w jakiś zamknięty kawałek akcji, pozwoli mu szybko zapoznać się z bohaterami i wręcz utopi go w fabule, a na przeczytanie której czytelnik nie zmarnuje więcej niż kilkanaście minut (przy czym „marnowanie” jest tu terminem jak najbardziej trafnym – dopóki czytelnik nie stwierdzi, że warto cię czytać, będzie uważał śledzenie tekstu za stratę czasu; i to twoim zadaniem jest, by jak najszybciej zmienił ten pogląd).

Jeśli weźmiesz to pod uwagę, zauważysz, że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy rzecz nazwiesz początkiem, prologiem, wstępem, czy innym fantazyjnym tytułem (pamiętaj wtedy o nawiasie, który jednak powie czytelnikowi, że to od tego właśnie wpisu należy zacząć). Istotne jest to, żeby nie smęcić.

A przynajmniej nie za często.

***

Wiesz już, jak zacząć opowiadanie. Wreszcie wystartowałeś? Gratulacje! Co powiesz na kolejny krok? Może spróbujesz założyć własnego bloga (pamiętaj tylko, by wybrać mu dobrą nazwę!), albo wziąć udział w jakimś konkursie lub wyzwaniu literackim?

A może wolisz sprawdzić, jak ja poradziłam sobie z powyższymi założeniami, pisząc swoją własną historię?

~***~

Odwiedź mnie też na:

fb black czerwony piachwattpad black czerwony piachtwitter black czerwony piach
~ bieżące info ~ część twórczości ~ nieco luźniej
  • friday

    Genialne rady, bardzo się przydadzą!
    Dzięki za ten post!

    Dobrej Nocy!

    http://fridayp.blogspot.com/

  • Writerka

    Śmieszna sprawa z tymi początkami – tak się składa, że ja właśnie od tygodnia zastanawiam już się, gdzie zacząć pisać, i czy zaczątek ten nazwać prologiem, czy już rozdziałem…
    Jestem fanką metody płatka! O ile dokładnie zgodnie ze wszystkimi instrukcjami poszłam tylko raz, to jednak ten jeden raz bardzo pomógł mi ze stopniowym planowaniem… cóż, właściwie wszystkiego, co piszę. Dlatego polecam każdemu choć zapoznać się z tym sposobem ;)

    • O ile płatek naprawdę mnie przekonuje – jest to całkiem sprytny sposób nie tylko ustalania fabuły z góry, ale także podtrzymywania motywacji na każdym etapie – o tyle moje jego stosowanie kończy się zawsze, gdy mam jakąś dziurę, z którą w normalnych warunkach radzę sobie odstawieniem tekstu/pomysłu, a w przypadku śniegu – cóż, przez jedną wadę cały płatek jakoś się psuje.

      A z kolei w normalnym planowaniu zawsze gubi mnie niestety to, że nie zapiszę, co wymyśliłam, a potem o wszystkim zapominam. Taki chyba już urok naszych czasów.

      Jeśli można spytać, to co piszesz/planujesz? Coś nowiutkiego dla internetów?

      • Writerka

        Skąd ja to znam – „mam świetny pomysł, ale nie ma sensu go zapisywać, jest tak świetny, że na pewno o nim nie zapomnę…” XD
        Nowe i stare jednocześnie – sumiennie próbuję pisać Libertę, tylko tym razem sensowniej (dlatego pewnie idzie tak ciężko…)

        • Weź, nawet nic nie mów. Za ostatni zgubiony pomysł na opowiadanie jestem zła na siebie do teraz =.=’

  • Prolog może być fajny, gdy wydarzenia są po innym ważnym wydarzeniu, które wszystko zmienia np. opisujemy losy rozbitków, a w prologu poznajemy ich, gdy płyną statkiem, który dopiero utonie ;)

    Ostatnio piszę coś z akcją kilka lat po ważnym wypadku samochodowym umieszczonym w prologu, gdzie umieściłam też opis herbu, bo był potrzebny.