Poradnikowo

A może by tak do wydawnictwa…? – czy jesteś gotowy na papierową publikację? – Poradniesiąc 4.4.

a moze by tak do wydawnictwa - czy to czas na papierowa publikacje - czerwony piach - poradniesiac 4.4
Wpis A może by tak do wydawnictwa…? jest częścią Poradniesiąca pod tytułem Gdzie publikować opowiadania?

Długo zastanawiałam się, czy w ogóle powinnam pisać na ten temat. Nie będzie to merytoryczny poradnik, ale krótka refleksja o tym, jak przedziwnym uczuciem jest zobaczenie swojego własnego tekstu na papierze. Na książkowym papierze.

Gdy zaczynałam pisać, był krótki czas w moim życiu, w którym myślałam sobie, jak wspaniale byłoby wydać książkę – bestseller, wielkie dzieło, o którym wszyscy by wiedzieli i które wszyscy by czytali! Ach! Niezbyt oryginalne marzenie. Przeszło mi, jak mi się teraz zdaje, po paru latach.

Wysyłałaś kiedyś teksty do wydawnictw?

Nie. Może w porę się zorientowałam, że nie jestem jeszcze zbyt dobra, a może po prostu nie miałam odwagi. Trudno mi to ocenić po takim czasie. Kilka razy dostałam za to propozycję publikacji moich tekstów, nigdy jednak nie przeszło mi poważnie przez myśl, by rzeczywiście przelać te treści na papier.

Od kiedy jednak zaczęłam pisać dla internetu, coraz częściej trafiałam na literackie konkursy (dlaczego warto się takimi zainteresować, pisałam w poście im poświęconym), które stanowiły dla mnie niełatwą, ale całkiem przyjemną rozrywkę. Jakoś nigdy specjalnie nie nastawiałam się na wygraną, bardziej interesowała mnie sama treść zadań, których trzeba było się podjąć.

Jakież więc było moje zdziwienie, gdy w zeszłym roku okazało się, że jedno z moich konkursowych opowiadań zostanie wydrukowane jako część większego zbioru. Ucieszyłam się, ale w sumie nic więcej z tego nie wynikło. Dalej robiłam swoje.

Gdy po paru miesiącach wzięłam gotową książkę w swoje ręce, doszło do mnie coś ważnego:

wydrukowanego tekstu nie da się zmienić.

Niby to oczywiste, a jakże. Często drukuję sobie moje opowiadania, gdy nie mam ochoty wciąż wpatrywać się w monitor. Oczywistym jest, że takie fragmenty muszę kreślić długopisem, jeśli mam ochotę coś w nich zmienić.

Dopiero jednak gdy zobaczyłam swój tekst po ponad roku od ostatniego jego przeglądania i uświadomiłam sobie, że już nigdy nie będę mogła go poprawić, coś mnie zabolało.

Ciągle powtarzam ci, jak ważne jest przeczytanie tekstu raz i drugi, powrót do niego pod dłuższym czasie, by móc zobaczyć swoje błędy.

Od momentu wysłania tekstu na konkurs do publikacji minął ponad rok – i czytając go znowu, już miałam ochotę cały pokreślić. Ale wiesz co? Już nie mogę. Nie chodzi o to, że jest zły, to nie to. Nie mi to zresztą oceniać.

Rzecz w tym, że każdy z nas wciąż się rozwija. Teksty, które dziesięć lat temu uważałam za genialne, teraz leżą przysypane stertą innych rzeczy, bylebym tylko nie mogła do nich zajrzeć. Ale one są tylko moje.

A coś, co raz opublikowane, trafia do wielu rąk.

Czy więc nie cieszę się z publikacji? Cieszę się, bardzo. Ale jednocześnie przesiąka mnie poczucie bezradności, że już nic nie mogę z tym zrobić.

A w szczególności, gdy myślę sobie, jak łatwo było pożegnać się z poprzednią wersją opowiadania, które publikowałam tutaj (wspomnienie możesz przeczytać tu) i na jego bazie stworzyć coś zupełnie nowego, coś, z czego przynajmniej przez jakiś czas znowu będę zadowolona.

Kto wie, czy za kolejne trzy lata po raz wtóry nie zrobię tego samego?

Nawet jeśli nie – mam zawsze świadomość, że mogę to zrobić. Zawsze mogę poprawić szyk zdania, usunąć literówkę bądź niepotrzebny przecinek. Dwa kliknięcia, trzy uderzenia w klawiaturę – gotowe.

Papier nie wybacza tak łatwo.

Pomimo więc tego, co mawia się o internecie – że nic w nim nie ginie – jak dla mnie, i tak nie jest w tej kwestii mistrzem.

Na chwilę obecną zakochana jestem w jego edytowalności i nie zamierzam z niej zrezygnować. Paradoksalnie możliwość zobaczenia swoich tekstów w drukowanej formie przekonała mnie, że tak naprawdę nie jest to sensem mojego życia.

Może jakaś dobra rada na koniec?

Nie spiesz się z bieganiem po wydawnictwach. Daj sobie czas. Porozmawiaj z ludźmi. Sporo jest takich, którzy zaczęli publikować zbyt szybko, gdyż trafili na niezbyt wybredne wydawnictwo – a teraz dawne potknięcia nie pozwalają im ruszyć dalej.

Czasem patrzę sobie na swoje stare teksty i zastanawiam się, jak teraz czułabym się, gdybym przyjęła pierwszą propozycję ich publikacji w książkowej formie. Zresztą, nie ma się nad czym zastanawiać – po prostu cieszę się z każdej poczynionej przez te lata odmowy.

Jeśli odwiodłam cię od marzeń, przepraszam. Jeśli je umocniłam, chyba również powinnam przeprosić. Wybór – jak zwykle – należy do ciebie.

Ja zaś, jeśli pozwolisz, po miesiącu poradniczenia wracam do swojego opowiadaniowego pisania. Kolejnej cząstki Umowy spodziewać się można – jak zapowiedziano – za dwa tygodnie. Polecam się.

~***~

Odwiedź mnie też na:

fb black czerwony piachwattpad black czerwony piachtwitter black czerwony piach
~ bieżące info ~ część twórczości ~ nieco luźniej