Literacko

Umowa stoi – notatki dziewiąte

umowa stoi header czerwony piach
[Zacznij czytać tę opowieść od początku, albo znajdź inne historie.]

… czasem warto byłoby pomyśleć jeszcze ZANIM podejmie się decyzję.

~***~

Sposób, w jaki Czarny go powitał, uzmysłowił Parranowi, że ten nie widział go wcześniej pośród ludu. Nie umiał ukryć, jak bardzo zdziwiony był jego pojawieniem się w królewskich tunelach. Parran na jego miejscu – pamiętając ich ostatnie niezbyt radosne pożegnanie – także byłby zaskoczony takimi odwiedzinami. Ale, jak wspomniałam, skoro Czarny pokazał się w dziennym świetle, znaczyło, że szuka towarzystwa do interesów. Dla Parrana zaś, po niechybnie utraconej szansie zdobycia magicznej bransolety (w czym, jak pewnie pamiętasz, pomogła mu rudowłosa Illa), potrzeba posiadania jakichkolwiek pieniędzy była najbardziej naglącą pośród wszystkich innych.

– Skąd się tu wziąłeś? Czemu nie można cię nigdzie znaleźć? Co robisz…

– Czekaj, czekaj. Po kolei, Férse. To nie czas ani miejsce na takie rozmowy. Lepiej ty pochwal się, czym zasłużyłeś sobie aż na tron? – Nie mógł powstrzymać się przed kpiącym uśmiechem.

– To długa historia.

– Nie wątpię. I pewnie przydałaby ci się jakaś pomocna dłoń? – spytał wesoło, odruchowo ściszając głos. Albo mu się wydawało, albo usłyszał za sobą jakiś szmer. Czyżby to służący wracał?

Nie, nie. Z pewnością zrobiłby dużo więcej hałasu. To musiało być coś innego…

– Nawet dwie – odpowiedział Czarny.

– W takim razie chodźmy – natychmiast odwrócił się za siebie i zszedł ze schodka, co uczynił także fałszywy monarcha. – Widziałeś, czy straże… – gdy postąpił krok naprzód, jego ramię obtarło się o coś ciepłego, miłego w dotyku. Skórę?

– Czarny Férse – odezwał się kobiecy głos, a Parranowi wydał się on nadzwyczaj znajomy. Światło jednak nie dopływało aż tutaj. W ciemności chwyciła jego ramię. – Szukałam cię wszędzie, a jak się okazuje, zostałeś nowym władcą. Mamy sprawy do załatwienia.

– Ruda?

– Słucham? – spytała zdezorientowana, odsuwając się. To zdecydowanie nie był głos Czarnego. Ani nie jego ramię.

– Co ty tutaj robisz? – Parran zdawał się być nieco osłupiały. – I co właściwie się tu dzieje?

Odgłos kroków. Głośny, wyraźny. Słyszeli go wszyscy troje.

– Królu mój, króluuu… – nawoływał ktoś z przeciwnej strony korytarza.

– W tamtą stronę – szepnął Férse, popychając do przodu dwójkę towarzyszy. Żadne z nich, jak zdało mi się po ich dostrzeżonych w półcieniu minach, nie do końca wiedziało, co właśnie się dzieje. Czarny myślał w pośpiechu, czemu na jego nieme wezwanie przybyły do niego dwie osoby, których spodziewałby się najmniej na świecie – i już wiedział, że nie może wyniknąć z tego nic dobrego.

 Rozważania jednak należało zostawić na później, a teraz skupić się na szaleńczym biegu wzdłuż zamkowych murów.

– Liczcie wieżyczki – wydał polecenie Parran do biegnącego obok towarzysza i wyprzedzającej ich dziewczyny. – Trzecia będzie niestrzeżona. Potem szybko między wille i…

– Mam niedaleko kryjówkę, poprowadzę was – wtrącił Férse.

– I tak po prostu nas tam zaprosisz? – rzuciła Illa, nie szczędząc sarkazmu.

Nie do końca potrafię określić, co skłoniło Czarnego do takiej propozycji. Jeszcze parę dni wcześniej sam przed sobą zarzekał się, że nowa kryjówka pozostanie tajemnicą nawet dla najbliższych jego współpracowników, a teraz tak po prostu, przejęty ucieczką przed dritheńskim prawem chciał tam zaprosić swego dawnego towarzysza interesów i dziewczę dzielące z nim kawałek rodzinnej przeszłości.

Ścigani przez straże i rozpoczynającą się popołudniową settarę, która gwałtownie zakończyła całe obchody Święta Umniejszenia, dotarli do jego małego mieszkanka bez okien. Było ono ukryte między dwiema starymi kamienicami, i jedyne do niego wejście prowadziło przez podziemne tunele. Dopiero gdy do nich zeszli, zrozumiał, jaki popełnił błąd, ujawniając, gdzie ukrywał się przez ostatnie miesiące.

Z drugiej strony, cieszył się z obecności gości – nawet jeżeli obydwoje po prostu runęli na jego wielkie poduchy leżące przy kominku, dysząc z wycieńczenia po opętańczym biegu, i patrząc na siebie nawzajem z jakąś osobliwą niepewnością.

Czarny zaśmiał się w duszy, dziwiąc się własnym myślom. Miło było wreszcie zobaczyć tu kogokolwiek poza sobą samym.

– Herbatki?

~***~

NASTĘPNA NOTATKA ←

~***~

Odwiedź mnie też na:

fb black czerwony piachwattpad black czerwony piachtwitter black czerwony piach
~ bieżące info ~ część twórczości ~ nieco luźniej