[Zacznij czytać tę opowieść od początku, albo znajdź inne historie.]
… jesteś nam potrzebna.
~***~
Schodząc w dół wyschniętej fosy, Parran dumał, o ile ciężej byłoby podróżować z bogatszych części miasta do całej reszty, gdyby koryto starej rzeki nie było pozbawione wody. Strażnicy co prawda obstawiali wielki kamienny most – jedyną drogę łączącą brzegi – z obydwu stron i pobierali niemałe opłaty od niepożądanych w wewnętrznym mieście gości, ale kim był Parran, żeby płacić władzy za cokolwiek?
Czasem myślał nad tym, żeby zacząć inne życie – na pożytek ojczyzny i innych jej mieszkańców, wypełnione uczciwą pracą, a być może nawet jakimiś głębszymi uczuciami.
A potem przypominał sobie dawne czasy – pracę w służbie poprzedniemu królowi, zadania wykonywane poza granicami miasta, czasem nawet państwa. Szukał przygód, zgadzał się na każdą robotę, byle tylko mogła wywołać w nim zainteresowanie i pozwolić na zapisanie się w historii. Szukał nieznanego, nienamacalnego. Kominkowe opowieści pozwalały mu wierzyć w to, że kiedyś znajdzie zaginioną w tym świecie magię, choćby miała ona być jedynie tajemniczą iskierką błądzącą po zimnych południowych polach.
Wszystkie te marzenia stracił w jednej chwili, wycieńczony, walczący ze śmiercią, a – co najgorsze – po nagłym szoku wywołanym brakiem tego, czego poszedł szukać. W tamtej chwili runęło wszystko, zniknęły nadzieje i umknęło znaczenie starań, które były jedynym sensem kilkunastu lat jego życia.
Westchnął ciężko i odsunął od siebie wspomnienia, gdy zobaczył przed sobą szybko kroczącą, rozglądającą się wokół Illę. Gdy zatrzymała na nim wzrok, zrozumiał, że to nie jego szukała.
– Coś się stało? – spytał, podchodząc do niej, gdy stanęła w miejscu, by na niego poczekać.
– Szukam kogoś.
– Chyba od dłuższego czasu. – Wyglądała na bardzo zniecierpliwioną. Tak jakby nie wypatrywała tego kogoś przez minioną godzinę czy dwie, ale przez cały tydzień.
– Od momentu, w którym wyszłam od ciebie parę dni temu. Ale spokojnie, poradzę sobie – zapewniła, widząc, że Parran otwiera już usta, by rzucić jeden ze swych trafnych komentarzy. – Ty za to chyba szukałeś mnie, czy nie tak?
Nie odpowiedział od razu, wpatrując się w nią uważnie. Wyglądało to jakby oceniał swoje szanse na uzyskanie jej zgody na udział w interesach Czarnego. W końcu uśmiechnął się sam do siebie.
– Wciąż potrzebujesz pieniędzy.
– Każdy potrzebuje – odparła wymijająco. – Zdecydowałeś się wziąć mnie pod swoje skrzydła, kiedy dowiedziałeś się, że znamy się z Czarnym?
– Blisko. – Zmrużyła oczy na tę odpowiedź.
– To jaka to robota?
– Chodzi o znalezienie pewnych osób – rozpoczął zagadkowo.
– Konkretnie.
Illa była poirytowana, widział to. Chciała już mieć tę rozmowę z głowy i wrócić do swoich zajęć.
– Handlarzy.
– Handlarzy turkusem, jak się spodziewam. – Jej głos nagle zabrzmiał dużo ostrzej. Pomiędzy niedawne wyczekiwanie wkradły się drobinki złości, które stały się jeszcze bardziej wyraźne, gdy na powrót spojrzał w jej oczy.
– Bez złości, daj wytłumaczyć – uśmiechnął się do niej uspokajająco. – Mi też nie marzy się wycieczka pod zamek za drobną sprzedaż. To dużo delikatniejsza robota niż roznoszenie cukierków. Przydałby się nam ktoś taki jak ty.
– „Wam”? – spytała nieprzyjemnym tonem.
Parran pobladł wyraźnie, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Już wiedział, że zbyt szybko wymknęło mu się, że nie tylko on będzie w tę sprawę zamieszany.
Gdy spojrzałam na niego znowu, gorączkowo szukał dobrego słowa na zastąpienie imienia Férsego w kolejnym zdaniu. I, jak mi się zdało, nieprędko miał je znaleźć.
~***~
→ NASTĘPNA NOTATKA ←