[Zacznij czytać tę opowieść od początku, albo znajdź inne historie.]
…pójdę z tobą, choćbyś miał nie odezwać się do mnie słowem.
~***~
– Bractwo nie życzy sobie dzieci w swoich szeregach, wiesz o tym doskonale – zza drzwi odezwał się kobiecy, przepełniony niepewnością głos. Męski, który mu odpowiedział, był dużo bardziej zdecydowany i nie pozostawił cienia wątpliwości do co przyszłości dziecka tej dwójki:
– Wiem, ale tylko oni mogą nauczyć Tanida, jak obchodzić się z jego zdolnościami.
– Nie chcę wysyłać tam mojego jedynego synka. Ma dopiero jedenaście lat, nie poradzi sobie wśród braci!
– Obawiam się, że nie będzie miał wyjścia. Za godzinę musimy być na miejscu. Wezmę bransoletę, a ty idź go spakować.
Miny Parrana i jego przypadkowej towarzyszki wskazywały na to, że nie mieli oni zielonego pojęcia, o czym była mowa. Przyznam, że w tamtym czasie ja także nie do końca pewna byłam tego, jak działała osławiona biżuteria, ani dlaczego rodzice Tanida chcieli go posłać w ręce Bractwa – i miało to dla nas wszystkich pozostać zagadką jeszcze przez jakiś czas.
Sam Parran, z natury ciekawski, z chęcią posłuchałby dalszych rozważań, gdyby nie to, że kroki zbliżały się właśnie do drzwi pokoju, w którym się znajdował. Znajdowali.
Złapał dziewczynę za rękę i podszedł z nią do okna. Wyjrzał i ocenił wysokość.
– Ty pierwsza, słońce.
– Jesteśmy na piętrze. Boję się.
– Ziemia zamortyzuje upadek – odparł z przekąsem i prawie wypchnął ją na zewnątrz, a sam rzucił się tuż za nią.
Gdyby krzewy pod oknem nie miały kolców, mógłby pewnie uznać tę ucieczkę za udaną. Owszem, wrodzony profesjonalizm powinien był przypomnieć mu o dwóch pozostawionych otwartych oknach i porozrzucanych po pomieszczeniu ubraniach, ale na głowie miał o wiele ważniejszy problem.
Pieniądze, jakie mógłby zarobić na bransolecie, miały mu wystarczyć na następny miesiąc egzystencji.
– Wiesz, o czym rozmawiała ta dwójka? – doszło go pytanie z dalszej części zarośli.
Ach, no i pozostawała jeszcze kwestia przetłumaczenia dziewczynie, dlaczego powinna zrezygnować z tego fachu, by w przyszłości przypadkiem nie pokrzyżowała planów jemu albo komukolwiek innemu. Nie mogło się to okazać specjalnie trudne, zważywszy, jak zareagowała na niego na górze, myśląc, że należy do domowników. Była przerażona, a złodziej nie ma prawa być przerażonym. Nigdy.
Mnie samej spokoju nie dawała tylko jedna rzecz, którą Parran z pewnością także zauważył. Sposób, w jaki dziewczyna wyskoczyła z okna, nie pozostawiał cienia wątpliwości: to nie było buntownicze dziewczę, które uciekło z domu i postanowiło pobawić się w złodziejkę. Do pewnego czasu doskonale wiedziała, co robi. Ktoś uczył ją tego, jak powinna poruszać się, by nie zostać zauważoną i by poradzić sobie w tak niestandardowych sytuacjach.
Rzecz w tym, że porozrzucane po okradanym pokoju ubrania świadczyły o przerwaniu tej edukacji w zupełnie nieodpowiednim momencie.
– Tak w ogóle, mówią mi Illa – po raz kolejny spróbowała nawiązać rozmowę, gdy już poza posesją otrzepywała ubrania z roślinnych pozostałości.
– A mi zawsze mówili, że zanim się kogoś pozna, lepiej trzymać język za zębami. Spadam stąd.
– Mogę iść z tobą?
Albo mi się zdaje, albo Parran nie odpowiedział na to pytanie wyłącznie dlatego, iż doskonale wiedział, że niezależnie od jego odpowiedzi dziewczyna i tak uda się w tę samą stronę, w którą pójdzie on. Pytanie tylko: czemu tak bardzo zależało jej na lepszym poznaniu tego człowieka?
Czemu patrzyła na niego tak, jakby ten miał zmienić jej świat?
~***~
→ NASTĘPNA NOTATKA ←