Poradnikowo

Publikowanie opowiadań na własnym blogu – wady, zalety, wątpliwości – Poradniesiąc 4.1.

publikowanie opowiadan na wlasnym blogu - poradniesiac 4.1.
Wpis Publikowanie opowiadań na własnym blogu/stronie jest częścią Poradniesiąca pod tytułem Gdzie publikować opowiadania?

Publikowanie opowiadań na własnym blogu zawsze było dla mnie wyjściem oczywistym i pierwszym, co przychodziło mi do głowy, gdy każdorazowo zastanawiałam się nad udostępnieniem jakichkolwiek tekstów szerszej widowni. Czy jednak jest to rozwiązanie dobre, zaraz spróbujemy ustalić.

Dlaczego właściwie publikować na własnej stronie?

Ano, przede wszystkim dlatego, że to nasza własna strona. Niezbyt błyskotliwie to brzmi, ale gdy się bardziej skupić, zauważymy szybko, że nasze blogi, czy też, jak kto woli, strony, to miejsca, w których najłatwiej jest teksty upilnować, by zaraz nie zaczęły biegać samopas po całych internetach.

Jak przekonasz się w kolejnych wpisach z cyklu Gdzie publikować opowiadania?, w innych wypadkach zwracanie uwagi na takie aspekty będzie zdecydowanie trudniejsze.

Umiem dopilnować, by nikt nie ukradł moich tekstów!

To dobrze, bo nawet publikowanie opowiadań na własnym blogu nie wyklucza takich sytuacji. Czujnym trzeba być zawsze. Ale mówiąc o pilnowaniu jako takim, wcale nie mam na myśli wyłącznie oczywistych kradzieży (które to znowu nie zdarzają się co dzień i nie zawsze są tak bezczelne, jak zwykliśmy sądzić – przynajmniej jeśli chodzi o literaturę).

Mnie do publikowania w ten sposób skłania coś zupełnie innego – dużo większa pewność, że co jak co, ale środowisko, w którym tworzę, mam prawo zmieniać tylko ja. Jak próbowałam przekazać ci w jednej z poprzednich serii poradników (tej o czytelniczych wygodach) – to ja panuję nad tym, jak strona wygląda, w jakich kolorach ją widzisz i jak poukładane są na niej treści, a nawet nad jej konkretną nazwą. Większości z tych rzeczy żadne strony do mnie nienależące nie są w stanie mi zapewnić w dostatecznym stopniu.

Nie każda platforma blogowa na to pozwala!

Owszem, nie. Ważna rzecz – wymieniając wszystkie te zalety, opowiadam ci o własnej stronie, postawionej na kawałku dzierżawionego serwera, z własną domeną. Rzeczą oczywistą jest, że dla tej wygody muszę włożyć w moją pasję pewne pieniądze, które z kolei nie są aż tak duże, bym nie mogła sobie na to pozwolić, nawet jeżeli zdarzyłoby się nie wyjąć z powrotem z blogowania ani złotówki. Ty sam zdecydujesz, czy jesteś na takie koszta gotów.

Jeśli jednak chodzi o zalety ogólnowyglądowe – skoro jakaś platforma blogowa (o wyborze platformy pisałam tutaj) spełnia twoje oczekiwania – bez wątpienia nie ma potrzeby inwestować w coś dodatkowego.

Pamiętaj wszakże o pewnym aspekcie – jeśli publikujesz na jednej z platform, także nie panujesz do końca nad wszystkim, co się wokół ciebie dzieje. Świetnym przykładem były onetowe zmiany sprzed paru lat, gdy blogom z końcówką blog.onet.pl wycięto „.onet” z nazwy – niby mała zmiana, ale gdy po latach znalazłam jakiegoś swojego dawno porzuconego bloga, ledwie go poznałam. Można oczywiście powiedzieć, że trzeba było go pilnować i w porę się do zmian przystosować.

I to jest to, o czym mówię – dlatego właśnie wolałam w swoją pasję wepchnąć trochę pieniążków i nie musieć martwić się o to, że któregoś poranka wstanę, a moja strona będzie w ruinie.

A co jak padnie serwer, na którym jest postawiona?

A co jeśli zniknie internet?

Ryzyko jest zawsze, ale lubię je minimalizować. Jeśli takiego nie czujesz, nie przejmuj się tym, co napisałam wyżej.

Publikowanie opowiadań na blogu postawionym na jednej z gotowych platform i tak jest o wiele kroków przed innymi sposobami – wciąż panujesz nad wyglądem, nad układem treści, nad tym, co piszesz ty i co piszą inni. Jeśli będziesz mieć ochotę na usunięcie komentarza – możesz to zrobić w każdej chwili, a jeśli nagle przestaną podobać ci się kolory bloga, wystarczą dwa kliknięcia.

Czy oprócz zmniejszonego ryzyka jest coś jeszcze, co wyróżnia strony internetowe od innych form publikacji treści?

Jak dla mnie własna strona to po prostu wielka wygoda w komunikacji (i akurat w tym wypadku publikowanie na gotowych platformach niczego nie wyklucza) – gdy ktoś pyta mnie, czy można znaleźć gdzieś moje teksty, w odpowiedzi rzucam po prostu „na Czerwonym Piachu” i mam pewność, że odbiorca, nawet nie pamiętając adresu, znajdzie mnie przez wyszukiwarkę. Gdybym zamiast na blogu publikowała tylko na literackich portalach albo na Facebooku – zawsze musiałabym coś dopowiedzieć, dotłumaczyć. A tak – sprawa jasna.

Słaby argument!

Być może. Co nie zmienia faktu, że uwielbiam mieć w internecie swoiste centrum dowodzenia. To właśnie moja strona jest łącznikiem pomiędzy wszystkimi mediami, w których można mnie znaleźć. Jeśli dobrniesz tutaj – dalej z łatwością trafisz też wszędzie indziej.

Nikomu nie próbuję wmówić, że posiadanie bloga jest konieczne. Nie jest.

Co więcej, ma jedną naprawdę dużą wadę, z którą ciężko sobie na początku poradzić.

Twój nowo założony blog będzie miał problem z brakiem ruchu. Może dzień, może dwa dni, może tydzień, a może rok – na pewno będzie czas, który spędzisz na zastanawianiu się, czemu nikt nie przychodzi, czemu statystyki stoją w miejscu, a sekcja komentarzy świeci pustkami mimo twoich chęci i włożonego wysiłku. Każdy przez to przechodzi.

Czemu tak jest?

Rzecz całkiem łatwa do wytłumaczenia – większość blogowych platform nie daje żadnego wsparcia nowym twórcom. Każdy sam musi się wypromować, każdy dba o swoje. Z tego, co mi wiadomo (choć przyznam, że dawno tematu nie zgłębiałam), Blogspot wspierał pozycjonowanie stron, to jest – sprawiał, że nieco szybciej od innych pojawiały się one w wynikach wyszukiwania Google (do którego zresztą sam Blogspot należy). Nie była to pomoc, którą widziałam na pierwszy rzut oka, ale szczerze odczułam po wyniesieniu bloga z tej platformy.

Kiedyś pomagano bardziej. Na starym .blog.onet na przykład, konkretnie na ich stronie głównej, pokazywały się rankingi najczęściej odwiedzanych blogów, ostatnie komentarze z całej platformy, ale przede wszystkim też świeżutkie wpisy i nowo otwarte blogi. Gdy blogowanie dopiero wzrastało, sporo osób przeglądało tę stronę i czatowało na nowe blogowe kąski. Wbrew pozorom, to pomagało, chociażby w zupełnych początkach

Czemu to minęło?

Świat się zmienia, być może jeszcze są portale, które oferują podobne usługi – ale nie są one specjalnie znane i blogi na nich stworzone nie biją rekordów popularności. Trafiamy na nie bardzo rzadko.

Z drugiej strony, zostało to pewnie zastąpione innymi mechanizmami, które ciężej zauważyć na pierwszy rzut oka (jak na przykład wspomniana wcześniej pomoc w pozycjonowaniu).

Tak czy inaczej – w innych formach publikacji będzie o czytelników zdecydowanie łatwiej. Na portalach literackich ludzie są po to, by czytać, a na społecznościowych – po prostu są. Na naszego własnego bloga musimy ich jakoś zaprosić. Jak?

To chyba pytanie na cały kolejny cykl wpisów, którego chyba na razie nie powinnam popełniać. Ze względu na niszę, w jaką celuję, nie mogę powiedzieć wiele o dużym ruchu – nie spodziewam się go ani teraz, ani za jakiś czas, a w tym, co mam, trudno jest zauważyć wahania po zastosowaniu różnych metod. Jeśli jednak będziesz nalegał, mogę poopowiadać o własnych doświadczeniach. Leci nam w końcu czwarty rok razem, czy nie tak?

~***~

Odwiedź mnie też na:

fb black czerwony piachwattpad black czerwony piachtwitter black czerwony piach
~ bieżące info ~ część twórczości ~ nieco luźniej